Rotterdam. Przyznaję, że spodziewałam się czegoś bardziej zbliżonego do Amsterdamu i jeśli ktokolwiek jedzie tam z takim nastawieniem to się rozczaruje. Stara część Rotterdamu jest malutka i całość odrestaurowana po wojnie, która zniszczyła stare miasto doszczętnie. A po wojnie nie było czasu na finezyjne robótki więc Rotterdam jest nowoczesny i bardzo betonowy.
Nocowaliśmy w hostelu i od razu powinny nam się zapalić lampki, kiedy na recepcji znaleźliśmy słoiczek z zatyczkami do uszu do wzięcia za darmo. Gdy tylko zapadła noc zorientowaliśmy się co się dzieje. Drzwi do wszystkich pokoi były bardzo ciężke i metalowe. Podobnie drzwi do łazienek i na korytarzach. I teraz wyobraźcie sobie kilkadziesiąt osób wchodzących i wychodzących. Pomimo zmęczenia po 10 godzinach jazdy nie mogliśmy spać i w końcu Simon znalazł zatyczki z czasów, gdy jeszcze grał w grupie punkowej. Uffff co za ulga.
Po ciężkiej nocy wybraliśmy się na wycieczkę statkiem wokół Rotterdamu. Niestety, kolejne rozczarowanie. Chyba, że ktoś lubi patrzeć na tankowce i kontenery. Simonowi na pewno podobało się bardziej niż mi, chłopcy lubią takie "zabawki".
W samym mieście podoba mi się niemal obrazoburcze podejście do rzeczy intymnych, jak religia czy ubikacja.
Reklama sklepu z butami i torebkami
Ubikacja na skrzyżowaniu w centrum miasta
Kiedy już mieliśmy dosyć hałasu non-stop wyjechaliśmy poza miasto do małego miasteczka Brielle.
Dlaczego nie przyjechaliśmy tutaj od razu!?
Cudowne, małe miasteczko, z kanałami i kafejkami, gustownie ubranymi wysokimi Holenderkami i ...przede wszystkim rowerami.
I z absolutnie wyśmienitym jabłecznikiem, który śni mi się po nocach do dziś :-) Moja inspiracja do dalszych poszukiwań idealnej szarlotki.
I na koniec coś, co nas powitało w Anglii. I już wiadomo, że jesteśmy w kraju, który za dużo czerpie z Ameryki Północnej.
1 comment:
O tak, taki jablecznik moze sie przysnic. Nie wiem tylko czyja zasluga jest wazniejsza? Cukiernika czy Fotografa :)))
Post a Comment