Sunday, 29 November 2009

Wakacje - wreszcie Rotterdam i Brielle

Jak pragnę zdrowia, za rok jedziemy na wakacje w jedno miejsce i będziemy siedzieć na czterech literach przez tydzień albo dwa i jedna notka załatwi całą sprawę. Póki co, część ostatnia wakacyjnych opowieści dziwnej treści.
Rotterdam. Przyznaję, że spodziewałam się czegoś bardziej zbliżonego do Amsterdamu i jeśli ktokolwiek jedzie tam z takim nastawieniem to się rozczaruje. Stara część Rotterdamu jest malutka i całość odrestaurowana po wojnie, która zniszczyła stare miasto doszczętnie. A po wojnie nie było czasu na finezyjne robótki więc Rotterdam jest nowoczesny i bardzo betonowy.
Nocowaliśmy w hostelu i od razu powinny nam się zapalić lampki, kiedy na recepcji znaleźliśmy słoiczek z zatyczkami do uszu do wzięcia za darmo. Gdy tylko zapadła noc zorientowaliśmy się co się dzieje. Drzwi do wszystkich pokoi były bardzo ciężke i metalowe. Podobnie drzwi do łazienek i na korytarzach. I teraz wyobraźcie sobie kilkadziesiąt osób wchodzących i wychodzących. Pomimo zmęczenia po 10 godzinach jazdy nie mogliśmy spać i w końcu Simon znalazł zatyczki z czasów, gdy jeszcze grał w grupie punkowej. Uffff co za ulga.
Po ciężkiej nocy wybraliśmy się na wycieczkę statkiem wokół Rotterdamu. Niestety, kolejne rozczarowanie. Chyba, że ktoś lubi patrzeć na tankowce i kontenery. Simonowi na pewno podobało się bardziej niż mi, chłopcy lubią takie "zabawki".

W samym mieście podoba mi się niemal obrazoburcze podejście do rzeczy intymnych, jak religia czy ubikacja.

Reklama sklepu z butami i torebkami

Ubikacja na skrzyżowaniu w centrum miasta
Kiedy już mieliśmy dosyć hałasu non-stop wyjechaliśmy poza miasto do małego miasteczka Brielle.
Dlaczego nie przyjechaliśmy tutaj od razu!?
Cudowne, małe miasteczko, z kanałami i kafejkami, gustownie ubranymi wysokimi Holenderkami i ...przede wszystkim rowerami.

I z absolutnie wyśmienitym jabłecznikiem, który śni mi się po nocach do dziś :-) Moja inspiracja do dalszych poszukiwań idealnej szarlotki.



Brielle ma u mnie też dużego plusa za powyższe rozwiązanie - podziemny supermarket! Żadnych obrzydliwych konstrukcji tylko ruchome schody w dół i parking.

I na koniec coś, co nas powitało w Anglii. I już wiadomo, że jesteśmy w kraju, który za dużo czerpie z Ameryki Północnej.

1 comment:

Anonymous said...

O tak, taki jablecznik moze sie przysnic. Nie wiem tylko czyja zasluga jest wazniejsza? Cukiernika czy Fotografa :)))