Wednesday 21 November 2007

Wielki Błękit na końcu drogi

Zgodnie z regułami języka polskiego nie powinnam pisać Wielki Błękit z dużych liter skoro nie mam na myśli tytułu filmu Luca Bessona. A nie mam. Gdyby Luc Besson zobaczył to, co ja na końcu krótkiej ale intensywnej wspinaczki wzdłuż Mill Ghyll, to jego film byłby o czymś całkiem innym.
I bez zbędnego gadania powiem, że warto było wstać skoro świt o 7.30 ;-), i warto było troszkę się spocić dla tego widoku jeziora na szczycie. Żadnych tłumów bo kto łazi po górach w listopadzie i to jeszcze w poniedziałek. Tylko my i stada owiec (z ogonkami).
I krótka lekcja, bo notka może krótka ale wartości odżywcze dla szarych komórek musi mieć. To, co na zdjęciu to Stickle Tarn. Wyraz tarn to nazwa jeziora na szczycie góry. Stąd nasze kochane Morskie Oko to właśnie tarn a nie lake.
Jeśli kiedykolwiek zawędrujecie w te strony to koniecznie musicie zobaczyć Lake District - góry i jeziora w jednym. Mniam mniam ;-)

Monday 5 November 2007

Kacze pożegnanie

Kiedy zobaczyliśmy tę maszynkę do puszczania baniek mydlanych od razu wiedzieliśmy, że to jest to!
I wczoraj uroczyście puściłam kilka baniek w Nob End na znak częściowego pożegnania z jednym bratem i może nawet jako przeprosiny dla drugiego.
I nawet nazwa miejscowości to taki nomen omen. Ponieważ jestem osobą czasami wstydliwą dlatego pozostawię tłumaczenie bardziej dociekliwym. Wprawdzie w języku angielskim ta brzydka wersja tego wyrazu jest pisana przez "k" to jednak według słownika polsko-angielskiego zarówno wersja nob jak i knob oddają to, co mają oddać.

Friday 2 November 2007

1 listopada

Ponieważ w Wielkiej Brytanii ważniejsze są takie święta jak Halloween (31 października) czy Guy Fawkes (5 listopada) niż Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny dlatego ten dzień jest z jednej strony taki sam jak inne a z drugiej Polacy muszą sobie po cichu to święto obchodzić. I może lepiej tak po cichu bo gdy sobie przypomnę te tłumy na cmentarzu, watę cukrową i dmuchane zabawki, które nie mają nic wspólnego ze zmarłymi to może lepiej w takiej odległości od tego zgiełku się zadumać.
A ciekawostka? W radiu BBC Program 4 codziennie ktoś czyta taki swój prywatny felieton - Thought of the day. Dzisiaj był to ksiądz (nie wiem jakiego wyznania), który powiedział, że trochę zazdrości Polakom takiego podejścia do tego dnia. Tego, że w tym dniu myślimy o naszych bliskich, którzy odeszli i nie odsuwamy myśli o śmierci jak najdalej od siebie. Troszkę się z nią oswajamy. Powiedział też, że może gdyby Brytyjczycy częściej myśleli o śmierci to nie byłyby potrzebne takie rzesze psychologów pomagajacych mieszkańcom Wielkiej Brytwanny uporać się ze swoimi myślami, emocjami i załamaniem gdy gdzieś koło nas ktoś umiera.