Sunday 23 May 2010

Walijskie zamki

Maj to dla nas po raz drugi czyli właściwie już tradycyjnie Festival dla Rolników Małorolnych czyli Smallholders Festival. Ponieważ o zwierzątkach już pisałam w zeszłym roku (choć na pewno parę zdjęć wkrótce tak czy siak tu wstawię) tym razem o tym, co widzieliśmy w drodze do i z Builth Wells. Szczególnie, że w tym roku nie padało!
Najpierw zatrzymaliśmy się w zamku Chirk koło Wrexham. I od razu powiem, że zamki w środku są nudne dla kogoś, kogo nie interesuje zbytnio historia czy malarstwo. Ja chcę zobaczyć jak dawniej ludzie jedli, gotowali, prali i tym podobne. A tego mi zabrakło. Dlatego skupiliśmy się na ogrodach.
Pyszny był ogródek ziołowy z olbrzymią angeliką, lubczykiem i całą masą lawendy. Przepiękny park z trawnikami pełnymi niebieskich leśnych dzwonków.
Ale największym hitem było dla mnie "chusteczkowe drzewo". Nie mam zielonego pojęcia jak się nazywa po polsku. Jego kwity wyglądają jak chusteczka i na wietrze, kiedy tak wszystkie powiewają to robi to niesamowite wrażenie. A mnie od razu przypomniała się historia, która niemal za każdym razem mnie porusza, chociaż historia to religijna, a ja już dawno skończylam z tą organizacją. Otóż pewien młody człowiek miał za kilka dni opuścić więzienie. Nie był pewien czy ludzie w jego wiosce będą chcieli go przyjąć spowrotem więc poprosił w liście, żeby zawiesili na drzewie przy torach chustkę, jeśli chcą, żeby wrócił. Kiedy w dniu powrotu pociąg wyjechał zza zakrętu, młody człowiek zobaczył całe drzewo obwieszone chusteczkami. Eh, jak zwykle historia mnie wzruszyła.
Ale to pewnie było dawno, kiedy wieźniowie wychodzili z tych instytucji zrehabilitowani. Były kiedyś takie czasy? W kościlnych historyjkach owszem.
A "chusteczkowe drzewo" wygląda z bliska tak:
A tak z odległości:
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Powys Castle koło Welshpool.
Fantastyczne ogrody pełne kwitnących jabłoni, pyszna kawa i ...te przerażające żywopłoty. Czy tylko ja widzę, że one powoli zbliżają się do zamku? Każdy, kto czytał Lśnienie (film nawet z Jackiem Nicholsonem już nie oddaje tego krzakowego dramatu) wie czym się kończy spacer wśród żywopłotów...

Saturday 8 May 2010

Wybory i decyzje

Anglia jeszcze przeżywa czwartkowe wybory. Mi już przeszło więc mogę delikatnie podsumować.
To było moje drugie głosowanie w lokalnych wyborach w Anglii i po raz kolejny mogę pochwalić bezstresową organizację przedwyborową czyli rejestrację i przesyłkę kart do głosowania. Nie musiałam robić absolutnie nic bo moja komisja wyborcza mnie zarejestrowała dwa lata temu i wystarczy.
Nie wszędzie jednak byo wesoło i w niektórych miejscach ludzie stali w kolejkach i nie dostali kart do głosowania bo dokładnie o godzinie 22.00 drzwi zamknięto i tyle. I przypomniała mi się historia pewnych polskich wyborów, kiedy to pan dozorca zaspał i cała Polska musiała czekać dłużej na pierwsze wyniki.
Dlaczego jednak Anglicy stali w kolejkach do urn wyborczych? Co takiego się stało, że postanowili ruszyć swoje, często opasłe ciała, i wyrazić co czują? No właśnie o to czucie chodzi. Poziom frustracji rządem Gordona Browna sięgła chyba zenitu. Kryzys niby się powoli kończy, ale wzrost przychodu narodowego o 0,1% to jeszcze nie świetlana przyszłość. Afera z wydatkami parlamentarzystów pokrywanymi przez podatników. Frustracja leniami żyjącymi z zasiłków i imigrantami zabierającymi pracę. Niebotycznie wysokie zadłużenie, które patrząc tylko na wartość finansową jest o wiele wyższe niż Grecji.
I to wszystko niestety sprawiło, że kampania wyborcza była głównie negatywna. Plakaty i ulotki nie mówiły o tym, co zrobią politycy ale dlaczego tak bardzo mają dosyć i przejedli im się Labourzyści.
Plakaty Konserwatystów wyglądały między innymi tak:
Wypuściłem 80.000 przestępców na wcześniejsze zwolnienia. Głosuj na mnie.

Wziąłem miliardy z budżetu emerytalnego. Głosuj na mnie.

I tak dalej w tym stylu o podwojeniu liczby bezrobotnych młodych ludzi itd. itp.
Ulotki niektórych kandydatów nie mówiły prawie nic o ich planach a tylo o tym jak bardzo zawiedli się na obecnym rządzie.
Wynik? W naszym regionie ponad 2000 ludzi głosowało na Brytyjską Partię Narodową (BNP - w skrócie rasiści) albo Brytyjski Partię Niezależną (UKIP - trochę mniej skrajni rasiści).
Mamy zawieszony parlament bo żadna z głównych trzech partii nie uzyskała znaczącej większości głosów. Skąd my to znamy?
Tak czy siak, miło było widzieć wreszcie flegmowatych Anglików poruszonych polityką. Czyżby polskie wpływy?
Prywatnie u nas całkiem inne, choć pewnie bardziej drastyczne wybory. Jedna z naszych trzech piękności musi odejść...(szczegóły kiedy już ostygniemy psychicznie).

Sunday 2 May 2010

Wybory, ropa cieknie a tu, panie, szybki trzeba myć

Świat oszalał. Żadne to odkrycie. Pewnie to samo mówili przechodnie, którzy po raz pierwszy widzieli pojazd jadący bez pomocy koni.
W Ameryce leje się ropa i dusi wszystko, co spotka na swojej drodze. W Polsce i w Anglii trwa kampania wyborcza. W obydwu krajach brzydka i negatywna. W Polsce chciałoby się krzyczeć: "Ciszej nad tymi trumnami". W Anglii wszystkie partie od lewa do prawa przekonują jaką porażką są rządy Labourzystów i jakie oni mają świetne plany. Wszystkim zrobią dobrze. Tylko ich wybierzecie. Wesoły grecki wujek Zorba stoi na skraju bankructwa...
Na szczęście są pewne rzeczy niezmienne. Przychodzi wiosna, a z nią wiosenne porządki. Grecja może zbankrutować, Polański może pójdzie siedzieć, a szybki trzeba umyć i tyle.