Friday 31 December 2010

Ostatnia notka w tym roku czyli o świętowaniu na poważnie

Ostatnim rzutem na taśmę będzie o świętach. O świętach wszelakich, nie tylko Bożym Narodzeniu. Dotarło do mnie co mi nie gra w angielskim obchodzeniu świąt. Może na początku nie zdawałam sobie sprawy z tego, co mi nie gra. A kiedy zaświtało w mojej głowie, o co chodzi nagle wszystkie kawałki tej układanki pasowały jak ulał. I jednocześnie dotarło do mnie jak naiwna byłam w swoich poglądach na Zachód w młodzieńczych latach.  A może nie mam racji i poglądy mi się zmieniły bo sę starzeję? Taka opcja też jest możliwa.
Owijam i owijam a nadal nie wiadomo o co mi chodzi. A chodzi mi o Bank Holiday czyli dni wolne od pracy w Anglii. Pamiętam jak się zarzymałam nastolatką będąc, że państwa bardziej rozwinięte doskonale to rozwiązały i przesunęły wszystkie święta na poniedziałek, dzięki czemu nie ma 8-dniowych weekendów. Z ekonomicznego punktu widzenia rozwiązanie genialne. Niestety społeczeństwo przez to straciło kawałek 'kręgosłupa', stelaża...ramy, która układała cały rok w jakiś logiczny porządek. Anglicy nie mają pojęcia o co chodzi z majowym wolnym poniedziałkiem. I podobnie jest z sierpniem i innymi dniami wolnymi. To są po prostu Bank Holidays. Ale skąd się wzięły? Dodamy taką ignorancję do nieobchodzenia Dnia Kobiet, Dnia Dziecka i nagle Anglia robi się płaska i bez smaku jak ....angielski chleb. Jałowo się robi. I ja wiem, że nasze polskie, czasami do przesady robuchane, świętowanie może śmieszyć ale chyba wolę tak. Z tłumami na Wszystkich Świętych, w pochodem majowym (które jeszcze pamiętam), z kwiatkiem na Dzień Kobiet i lodami na Dzień Dziecka.
Stąd mój apel na ten nowy rok: Nie przenoście nam świąt na poniedziałek!!!
Połączenie tego, co cesarskie z tym, co boskie czyli salon samochodowy w Bolton.