Warsztaty okazały się wielkim rozczarowaniem bo pan, który miał zachęcać po prostu robił swoje nie patrząc nawet na publiczność, nie mowiąc już o zachęcaniu czy instruowaniu. Trudno, jak nie ma ochoty i woli być gburem to jego problem.
Do Victoria Baths warto było przyjechać tak czy siak, dla samego budynku i niesamowitych historii jak to z łazienkami drzewiej bywało.
Mnie zachwyciła nie tylko historia ale dawne zwyczaje nazwijmy je higieniczno-basenowe.
Wyobraźcie sobie taką robotniczą ulicę brytyjską. Rząd budynków – szereg za szeregiem. Każdy ma dwa piętra. Na dole salon, jadalnia i kuchnia, a na piętrze dwie albo trzy sypialnie. Brakuje Wam czegoś? No właśnie - nie ma łazienki. Wychodek był na zewnątrz – w naszym domu w Farnworth jeszcze się ostał kran, w miejscu, gdzie był kibel. Sąsiedzi przerobili swój klozet na szopę na narzędzia, a są tacy, którzy nadal mają wychodek na zewnatrz. Taki specjalny wychodek dla gości, żeby nie musieli się na piętro wspinać.
A co robił lud pracujący, gdy nie było łazienek? W takich miejscach jak Victoria Baths nad basenem była antresola. Na tej antresoli rzędem stały wanny. I tam się chodziło na kąpiel. Ciekawe czy przegródki pozwalały na swobodną konwersację z sąsiadem moczącym się w wannie obok?
Pewnie nie wszystkich było stać na kąpiele. Równości nie było też jeśli chodzi o wstęp na basen.
Baseny, jak już wspomniałam były trzy. Największy był dla dżentelmanów I klasy. Drugi mniejszy był dla panów drugiej klasy a trzeci, najmniejszy, dla…zgadniecie? Oczywiście dla kobiet. Sam fakt, że panie miały najmniejszy basen to dopiero przedsmak tego, do czego musiały się panie przyzwyczaić. Oburzający był system zmiany wody w basenach. Wodę zmieniano co dwa tygodnie. Brzmi super? Co dwa tygodnie zmieniana była woda w basenie dla panow pierwszej klasy. Wpuszczano świeżą, a starą przelewano do basenu panów drugiej kategorii. Ciągu dalszego można się domyśleć. Woda z basenu panów drugiej kategorii była wpuszczana do basenu pań – pewnie jako “świeża”.