Thursday, 2 August 2007

Miało być o górach to będzie o górach

Moja pierwsza lekcja z gór brytyjskich za mną. Nie zdałam jej z wyróżnieniem bo kondycja nie ta, oj nie ta. Przed wyprawą w Tatry we wrześniu trzeba będzie trochę pobiegać po schodach.

Wielka Brytwanna nigdy nie kojarzyła mi się jakoś specjalnie z wysokimi górami. Ale też nie byłam nigdy mocna z geografii i nie potrafiłabym wymienić najwyższego szczytu ani Zjednoczonego Królestwa ani Anglii. Teraz wiem, że, żeby zobaczyć coś ponad tysiącmetrowego to trzeba się wybrać do Szkocji albo Walii. W Anglii najwyższy szczyt to 978 m.n.p.m. (Scafell Pike i nie wiem skąd wzięłam te bzdury w poprzedniej notce o 3.000). Na usprawiedliwienie naszego niesiągnięcia tego szczytu mogę tylko powiedzieć, że kiedy się człowiek wybiera w góry o 11.30 to nie ma co liczyć na zdobywanie czegokolwiek poza dobrym miejscem w korku na autostradzie.

Czym się różni chodzenie po górach w Polsce i Anglii?
Wychodząc w góry w Anglii trzeba mieć ze sobą cztery rzeczy: mapę, kompas, gwizdek i torbę foliową.
Mapa i kompas jest dość zrozumiała chociaż tutaj chyba trzeba trochę częściej z tychże korzystać. Dlaczego? W Polsce, a pisząc Polska mam głównie na myśli Beskidy bo te znam najlepiej, otóż w kraju-raju trasy są dość dobrze oznakowane. Mamy szlaki żółte, zielone, niebieskie, czerwone i czarne, które to kolory, wbrem pozorom i powszechnemu przekonaniu, nie oznaczają skali trudności. (dla dociekliwych bardzo interesujące wyjaśnienie skąd się wzięły te oznakowania znajduje się na stronie PTTK: http://www.pttk.pl/faq.php).
W Anglii nie ma kolorowych znaków. Są za to kopczyki, jak ten:
Reguła poruszania się jest za to taka sama – nie powinno się iść dalej jeśli nie widać kolejnego kopczyka. W Polsce nie powinno się iść dalej jeśli nie widać klejnego znaku ale z tym różnie bywa bo czasami drzewo, na którym było oznakowanie zostało wycięte.
Tak więc dobrze jest zapoznać się z mapą zanim się wyruszy w góry i wiedzieć jak korzystać z kompasu.
Po co gwizdek? Ano jeśli się zgubimy możemy liczyć na szczęście, że ktoś jest w pobliżu i usłyszy nasz sygnał. Sygnałem, że jest się w tarapatach jest sześć gwizdnięć (może warto zapamiętać?).

I została nam plastikowa torba. Jeśli już się zgubiliśmy, nikt nie usłyszał naszego gwizdka to nie pozostaje nam nic innego jak zapakować się w torbę bo wtedy łatwiej będzie znieść ciało jak już nas znajdą wiosną ;-) Czyż Brytyjczycy nie są najuprzejmiejszym narodem na świecie?

No dobra, żartowałam z tą torbą. Torba jest po to, żeby zapakować się w nią i ochronić choć trochę przed wiatrem (bo założenie jest takie, że wyszliśmy tylko na jeden dzień w góry i nie mamy ze sobą śpiwora).

Mama, słyszysz? Żartowałam!

3 comments:

Anonymous said...

te kopczyki sa dla tych, ktorzy juz nie maja sily isc dalej, zeby sobie chociaz na taka malenka goreczke weszli :-)

Anonymous said...

Te kopczyki to ciekawa rzecz, kto je buduje? Kto sprawdza ich stan? Moze sie zdarzyc, ze kopczyk porosnie krzak? moze to dobry sposob na turystow, ktorzy chodza po Tatrach w sandalach?Na kASPROWYM, PELNO JEST DAM W SZPILKACH.Zobaczymy, jak Anglicy chodza po Tatrach.

Anonymous said...

Nie jest puste, ale autorowi zabraklo pomyslu