Po raz pierwszy udało nam się dotrzeć na paradę z okazji dnia Św. Patryka w Manchesterze. Jakoś nam nie dopisywało szczęście do tej pory: a to samochód się rozkraczył, a to lało. W tym roku nie popuściliśmy. Sama parada okazała się trochę smutnawa. Starsi panowie maszerujący za traktorami wyglądali jakby chcieli zapytać: Co ja tutaj robię. Powinienen być w ... (tutaj wpisz jakiekolwiek hrabstwo w Irlandii). Uśmiechnięte były tylko psy i puszyste kobiałki. Niektóre puszyste kobiałki.
Na szczęście my osłodziliśmy sobie ten dzień tradycyjnymi irlandzkimi bułeczkami - scones (czytaj: skons). Dla znających angielski i miłośników cytuję dowcip związany z tymi bułeczkami:
What's the fastest food in the world? Scone. (ja też nie rozumiałam na początku i czytanie na głos pomaga)
Robi się je bardzo szybko więc są pyszną opcją na niedzielne śniadanie. Takie gorące, z rozstapiającym się masłem....ślinka mi leci na samą myśl.
A na scones potrzebujemy:
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody
pół łyżeczki cukru pudru
30 g masła
215 g maślanki
Najpierw mieszamy składniki suche. Do tego dodajemy masło i wyrabiamy palcami aż otrzymamy konsystencje bułki tartej. Na koniec dodajemy maślankę i szybko mieszamy - nie musi być z aptekarską precyzją. Zagniatamy i rozwałkowjemy na 1,5-2 cm grubości. Wycinamy kółka - ja mam specjalną wykrawajkę do scones ale pewnie szklanka też się nada. Ta wykrawajka to był jeden z pierwszych prezentów, jakie dostałam od Simona bo mu się żaliłam, że mi się scones śnią po nocy.
Piec 12-15 minut w temperaturze 220 stopni.
No comments:
Post a Comment