Dlatego parę tygodni temu z dziesięcioma litrami mleka w bagażniku, wyruszyliśmy skoro świt na nauki do znanego już nam kolegium w Cheshire. Na dzień dobry zaserwowano nam standardowe opowieści o higienie i bezpieczeństwie. Potem wskoczyliśmy w gustowne ubranka i wio na salę.
Mleko trzeba w pierwszej kolejności podgrzać, powoli, do temperatury 32 stopnie Celsjusza. Tłoczymy się przy trzech czynnych grzejnikach elektrycznych. Jeden okazuje się nie działać. Po godzinie prowadzący poddaje się i udostępnia nam inne palniki, gazowe, w sali obok. Od razu lepiej.
Jak już mleko jest ładnie podgrzane dodajemy do niego podpuszczki. Jeśli ktoś lubi ser ale nie chce wiedzieć skąd się bierze podpuszczka proszę od razu przejść do następnego paragrafu. Podpuszczka to enzym trawienny, który znajduje się w dużych ilościach w śluzówce żołądka cielęcego. Na szczęście dla Simona-wegetarianina jest też podpuszczka pochodzenia roślinnego (sok z fig) lub syntetyczna. Mleko dostało porcję bakterii a my możemy na dwie godziny wyjść bo stara ludowa prawda mówi, że jak się na garnek patrzy to woda w nim się nigdy nie zagotuje – to pewnie dlatego palniki przestały działać, za dużo ludzi patrzyło na nie naraz. Idziemy wszyscy na herbatę i plotki. Plotkowanie musiało zawsze być nieodzowną częścią robienia sera. Ja i Simon czujemy się trochę jak z innej planety słuchając jak to ktoś tam jeździ z owcami na wystawy, ktoś inny nie wiedział, że takie miasto jak Bolton w ogóle istnieje. Przesadzam trochę, jednak większość ludzi na kursie to szczęściarze z wielkimi domami, gospodarstwami i nosami wyżej od brody. Kiedy usłyszeli, że w Bolton nie ma supermarketu Waitrose zrobili takie miny jakbyśmy im powiedzieli, że elektryczność jeszcze do nas nie dotarła. Nie zmienia to faktu, że nadal nie wiedzą co to jest twaróg. Podczas drugiej przerwy – po zapodaniu bakterii ucinamy sobie pogawędkę z prowadzącym, który został sam na placu boju i miesza we wszystkich pojemnikach. Okazuje się być trochę Polakiem bo jego dziadkowieze strony mamy są Polakami i wyemigrowali do Polski po drugiej wojnie światowej. Niestety ani jego mama ani on sam nie mówią po polsku wcale.
Mleko nam ładnie zgęstniało i możemy teraz tę fantastyczną równiótką galaretę pokroić na małe cząsteczki. W zależności od tego jaki ser chcemy uzyskać tak drobno siekamy galaretę.
A potem już tylko ściskamy, odlewamy wodę, ściskamy, odlewamy i tak w kółko.
Zabrakło nam czasu na dokończenie wszystkiego w szkole bo trzeba zajmować się nie tylko własnym mlekiem ale też pomagać przy tych 45 litrach "szkolnych". Mojej mamie pewnie włos na głowie się zjeży jeśli powiem, że cała serwatka została zlana do kanału. Normalnie można nią karmić świnie ale my takowych nie posiadamy. Trochę serwatki wzięliśmy do domu na spróbowanie. Do domu wzięliśmy też niedokończony ser.
Z 10 litrów sera powstaje tyle... A to jeszcze jest przed odciśnięciem całej wody!
Z 45 litrów należących do szkoły sera jest ciut więcej :-)
1 comment:
Swietny post, choć nie zgadzam się, że Anglicy nie wiedzą, co to twaróg. Curd cheese to właśnie twaróg, i można go czasem kupić w specjalistycznych delikatesach czy w Waitrose:-) Nie jest jednak popularny. Co więcej, na Północy tradycyjnym wypiekiem jest curd cheese tart, która jest niezwykle podobna do tradycyjnego polskiego sernika z twarogu.
Post a Comment