Nasza nauczycielka jest Irlandką więc rozsądną kobietą. Często pokazuje jak zrobić coś taniej bez potrzeby kupowania drogiego i specjalistycznego sprzętu. To nie przeszkodziło co pilniejszym uczennicom polecieć po drugich zajęciach do sklepu, przepuścić tam kilkadziesiąt funciaków, wpakować to w profesjonalne wielkie pudła na narzędzia na kółkach i tak się pojawić na trzecich zajęciach. Pomyślałam, że pomyliłam klasy jak zobaczyłam jak wjeżdżają. Czy to na pewno zajęcia ze zdobienia ciast czy może hydraulika dla zaawansowanych?
W zeszły czwartek zakończyłyśmy pierwszy semestr. Zwieńczeniem było ciasto migdałowe z czereśniami zdobione na modłę albo Hallowe'en (taka jest poprawna i zapomniania pisownia tego wyrazu) albo Guy Fawkes (katolik, który probował wysadzić protestancki parlament). Ciasto ok ale obydwa święta kompletnie mi obce. Dlatego popełniłam barbarzyństwo i na moim cieście pojawił się dekoracje dotyczące obydwu. Poza tym ciasta nie mrożę, żeby było gotowe na 31 października albo 5 listopada. My zrobiliśmy z ciastem to, do czego zostało stworzone: zjedliśmy je. Zdjęcie i marcepanowe dekoracje to wszystko, co z niego zostało.