A póki co korzystam ze słońca i zbieram jagody i maliny. Chodząc po tutejszych lasach i łąkach można odnieść wrażenie, że nikt tutaj nie jest zainteresowany zbieraniem owoców lasu. Czyżby aż takie lenistwo? A może kojarzy im się to z latami powojennymi, kiedy bieda skrzeczała i trzeba było to robić? I teraz już nie muszą więc tego nie robią? Drugi argument raczej odpada - ile z tych leni pamięta czasy powojenne? Rozumiem nawet jeśli się nie zgadzam. Bo szkoda, że brytyjskie dzieci zapominają, że frytki są robione z ziemniaków. Przeprowadzono ostatnio badania wśród dzieci, maące sprawdzić jak daleko oddaliły się one od natury. Tylko jeden dzieciak na dziesięcioro potrafił rozpoznać liść dębu i nazwać srokę. Za to dziewiątka z dziesięciu potrafiła nazwać wszystkich bohaterów Star Wars.
Dorośli zresztą nie są często lepsi. W końcu skądś te dzieciaki to mają. Kiedy w poniedziałek pytamy się wzajemnie w biurze jak nam minął weekend, moje zbieranie I JEDZENIE bo to jest najbardziej szokujące, tego co znaleźliśmy w lesie brzmi bardzo egzotycznie.
Jak zacznie się sezon na grzyby to mi nie uwierzą, że takie rzeczy się je.
Ale ja też jako emigrant musiałam się kilku rzeczy nauczyć na obczyźnie jeśli chodzi o zbieractwo i łowiectwo. Jeziora i stawy i pola i łąki prawie zawsze należą do kogoś. A zatem, żeby łowić ryby trzeba mieć zawsze pozwolenie, a złowioną rybę wrzucamy do wody. Można wcześniej zrobić zdjęcie i tyle.Dlatego gdy w zeszłą sobotę zobaczyłam samochód policyjny, w środku lasu niemal, zatrzymujący się gdy my w najlepsze ładowaliśmy jagody garściami do buzi serce mi stanęło. Policjanci zatrzymali się, odkręcili okno i zapytali czy nie widzieliśmy, żeby jacyś ludzie w okolicy kradli jagody. Dopiero po sekundzie opuścił mnie strach bo zorientowałam się, że panowie policjanci mają ubaw i odpowiedziałam policjantom: Nieeeeeee
2 comments:
No tak, wszystko nalezy do kogos, ale czy to znaczy, ze jagody maja zasychac, bo wlasciciel nie chce ich zbierac? Jakos kloci sie to z wiesciami, ze na swiecie sa miliony dzieci niedozywionych
Poniższą historyjkę znam z opowiadań.
Gdy miałem kilka lat (czyli lat temu niemal 40) odwiedziłem wraz z rodzicami babcię mieszkającą na wsi.
Pierwszy raz w życiu zobaczyłem z bliska krowę - wielkie bydlę, groźne spojrzenie, śmigający w tę i nazad ogon. Dowiedziałem się, że ten potwór daje mleko.
NIEMOŻLIWE.
Po dłuższej dyskusji babcia wyczerpała wszystkie argumenty.
NIEMOŻLIWE.
Wtedy postanowiła uderzyć fortelem:
- "No to jak nie od krówki to skąd wnusiu bierze się mleko "?
- "No jak to skąd ? (babcia taka duża a nie wie). Z butelki!!!
A swoją drogą (signum temporis) kto za kilkanaście lat będzie pamiętał szklane butelki pełne mleka, z niecierpliwością czekające pod drzwiami na swego "abonenta" ? Kto będzie pamiętał o sukinsynach mleczarzach hałasujących o świcie, pchających o brzasku przez tyskie ulice swoje druciane dwókółki ?
Post a Comment