Monday, 8 October 2007

Kloaczno-pekapowskie wspomnienie z wakacji

Odwiedziliśmy w tym roku Zakopane bo zamarzyły nam się wysokie góry, piekne widoki, trochę wysiłku i oscypek w nadmiarze ;-). Góry widzieliśmy tylko przez chwilę bo zachmurzenie było duże, wysiłku tylko trochę bo buty moje książęce stópki zdarły w trymiga i jedynie oscypek nie zawiódł.
I nie zawiodły PKP – mój ulubiony „worek treningowy”. Chociaż, co ja poradzę, że oni sami się proszą o to, żeby oberwać?
Zdjątko poniżej, chociaż z odblaskiem, to jednak jasno pokazuje, że kobiety nadal nie są traktowane na równi z mężczyznami. Przynajmniej nie na stacji PKP w Zakopanem.
Czy to jest zemsta za to, że kiedy stałyśmy w kolejce za szarymi komórkami, mężczyźni stali w kolejce za sikaniem na stojąco?
Załóżmy jednak, że coś takiego jak równouprawnienie nie jest jeszcze znane w kręgach kolejarskich. Sprawdziliśmy więc jak się mają usługi serwowane przez PKP bo na tym powinni się znać. I muszę przyznać, że zdziwienie to za mało. To było porażające zdziwienie ;-)
Otóż, żeby wydostać się z Zakopca trzeba albo wstać skoro świt – pierwszy pociąg odjeżdża o 5.34, albo zmarnować cały dzień bo kolejny odjeżdża w samo południe i jest na miejscu krótko przed szesnastą. Co w tym dziwnego?
Po pierwsze, spójrzmy na dwa poranne pociągi – obydwa odjeżdżają o 5.34. Jeden zawiezie nas do Krakowa z przesiadką a drugi bez. Obydwa są osobowe na całej trasie. Ale o dziwo, ten z przesiadką dowiezie nas szybciej niż ten bez przesiadki!
Po drugie, czas przejazdu koszmarną „zakopianką” autobusem PKS to 2,15h. A w prywatnej firmie dwa kroki dalej 2,10! Jak to możliwe, że jazda pociągiem trwa 3,5h, w porywach 4 godziny a autokarem 2,15h?
Dla równowagi porcja narzekania na brytyjskie pociągi. Wybraliśmy się raz pociągiem do Manchesteru. To znaczy chcieliśmy się wybrać. Pociąg przyjechał spóźniony a gdy już się pojawił, konduktor nie pozwolił nikomu wsiąść bo powiedział, że już nie ma miejsc – kilkanaście osób stało ale miejsca mieli jeszcze tyle, że spokojnie wepchałby ze 30 chłopa, 35 babek i 40 Japończyków w Tokio. Nie pomogło tłumaczenie, że następny pociąg jest dopiero za godzinę. Konduktor nie wpuścił nikogo i pociąg odjechał. A my zostaliśmy jak te leluje na peronie.

No comments: