Jeszcze we wrześniu mieszkańcy Rainford mieli okazję pochwalić się swoimi produktami – warzywami, owocami, ciastami i kwiatami na corocznym pokazie Rainford Show. Brzmi to dumnie ale Rainford to taka malutka mieścino-wieś, która niestety ostatnimi miesiącami pojawiała się w prasie polskiej i brytyjskiej z mniej chlubnego powodu. To tutaj zginęła Polka podpalona przez najprawdopodobniej swojego zazdrosnego narzeczonego.
Dlatego ja lekko poprawię public relations tego gościnnego miejsca i napiszę, że takich marchewek i cebul to nigdzie indziej nie znajdziecie ;-)
I żeby pokazać ich wielkość w perspektywie załączam zdjęcie własnej osoby na tle tychże. I żal ściska serce, że przyjdzie Unia Europejska ze swoimi regulacjami i wszystko wyrówna. Bo marchewki muszą być podobnej wielkości, a jabłka pasować do kartonowych pudełek i specjalnych krajalnic, które wycinają za nas ogryzek.
Nie żebym była nagle przeciwko EU ale widzę tutaj parę rzeczy, które sprawiają, że mam ochotę krzyczeć do polskich rolników, żeby się nie dali wsadzić w ramki. A do polskich konsumentów, żeby nie dali się omamić ładnym i kolorowym opakowaniom. Bo pomidorki pakowane po sześć sztuk na osobnych tackach są ładne o poręczne ale sprowadzane z Portugalii i Hiszpani. Dzięki temu są dostępne cały rok ale takie trochę bez smaku i szkoda, że nie z lokalnego brytyjskiego rynku. Truskawki, których mamy zatrzęsienie w czerwcu na straganach w Polsce, tutaj kupujemy w przepięknych kartonikach w dwóch rozmiarach przez cały rok. I co z tego? Są drogie jak cholera bo musiały przejść (nie dosłownie na szczęście) długą drogę. A brytyjskie pojawiają się krótko i nie wzbudzają zachwytu. A już największy skandal jest z jabłkami. W kraju, który ich produkował tysiące ton i który słynie z cydru nie można dostać więcej niż 3-4 gatunki. Z czego jedne to takie duże, obrzydliwe holenderskie. Ja ich nie znoszę chociaż uwielbiają je ludzie reklamujący pastę do zębów bo tak ładnie się prezentują.
Myślałam, że przez to, że mieszkam w miejscowości z bazarem (co jest tutaj na wagę złota) będę miała lepszy dostęp do warzyw i owoców. A kiedy zobaczyłam ten bazar to zapłakałam. Pełno straganów z koszulkami, jeansami, tenisówkami i innymi śmieciami i JEDEN (chociaż podwójny) stragan z zieleniną. Nawet nie zrobiłam zdjęcia tak mi się zrobiło smutno.
I bardzo tęsknię za cudowną sezonowością polskich bazarków i kiermaszy. Kiedy następnym razem będziecie kupować coś u pani ze straganu uściskajcie ją ode mnie.
4 comments:
te cebulki wygladaja tak swojsko.. Tylko ile wina sie do nich zmiesci? ... ;-)
Wina się zmieści tyle, ile trzeba ;-)
Jak widze te marchewy to mi się od razu Tuwim z rzepką przypomina :)
Well written article.
Post a Comment