Monday, 27 July 2009

U prząśniczki siedzą...

Chyba nie ma takiej grupy zainteresowań w Wielkiej Brytanii, która by nie miała swojego stowarzyszenia, związku, zgrupowania czy cechu. Tak samo ma się rzecz z prząśniczkami. Prząśniczki to już od dawna tylko w pieśniach ludowych, a tak na poważnie to ludźmi, którzy zajmują się wełną w szerokim tego słowa znaczeniu. Dawna szefowa Simona jest na przykład w cechu ludzi, którzy wełnę czesza, potem na kołowrotkach zamieniają ją w jednolitą nitkę, a następnie barwią i przygotowują wełnę o podwójnej czy potrójnej nitce. Simon i ja byliśmy raz na spotkaniu lokalnej grupy pracujących na drutach i szydełkach. Z żalem muszę powiedzieć, że w większości to „druciarze” ale trudno. I tak różnymi drogami zdobywamy wiedzę o tym rzemiośle, spotkanach i targach.
Kilka tygodni temu wybraliśmy się z lokalnymi Druciarzami do Cockermouth w Walii, gdze odbywały się targi wełny (Wool Fest). Rzecz duża i można tam zobaczyć wszystko od strzyżenia owiec i lam po prząsniczki przy kołowrotkach. Można też oczywiście wydać fortunę na wełny różne. Lubię ten lekki surrealizm sytuacji, gdzie 10 kobiałek (i Simon) w wieku różnym wsiada do minibusa i wyciąga swoje robótki. Całą niemal drogę sztrykujemy i rozmawiamy sobie o życiu. Simon, żeby nie było, że nie pasuje, robi skarpetki na drutach. Skąd u niego taki nagły pęd do wyrobów wełnianych? Simona marzeniem jest posiadanie owiec. A jeśli już się decydować na te zwierzęta to trzeba jakoś na nie zarobić. Stąd wełna, ser i mięso. Mięso jest na razie najdalej na liście. Jak w każdym zakątku rolnictwa producent produktu bazowego dostaje bardzo marne pieniądze; marynarz dostaje 50 groszy za kilo ryb, jabłka kosztują nie więcej. Za kilo surowej wełny, właściciel stada dostaje w zależności od typu owiec i jakości wełny od 50 pensów do funta i 20 pensów. Nie opłaca się nawet strzyc owiec za takie pieniądze bo strzyżenia jednej owcy to co najmniej 50 pensów. Jedyną drogą zarobienia na produkcji wełny jest przygotowywanie wszystkiego we własnym zakresie. I tak po tym długim wstępie doszliśmy do tego dlaczego Simon dzierga skarpetki. I na tym się nie kończy jego nauka tego fachu. U poznanych niedawno właścicieli małego stada Simon wypróbował swoje umiejętności strzyżenia owiec, a na youtube uczy się czesania wełny. Jak pragnę zdrowia, w kategorii „Najdziwniejszy mąż” Simon nie ma sobie równych. Wracając do targów. Różnorodność wełny jest niesamowita. Można kupić wełny zwierzęce czyli z owiec czy lam. Można kupić wełny roślinne czyli robione z bambusa. Można też kupić mieszanki najprzeróżniejsze z lnem i jedwabiem. Znalazłam nawet opcję dla mieszkających w blokach: króliki typu angora. Dzieciak ma zwierzaka, z którego można później wydziergać sweterek dla mamusi. Ja nabyłam drogą zakupu cieplutką mieszankę alpaki z nylonem (10%) i jedwab zmieszany z wełną. I dwa kłębki wełny specjalnie na skarpetki dla Simona. Simon będzie sztrykował, skarpetki nosić będę ja.
Simon i surowa wełna czekająca na wyczesanie w naszym pokoju gościnnym.
Prząśniczka na targach wełny.
Sukienka ślubna. Nie wiem jak bardzo "gryzie" ale panna młoda na zdjęciach wygląda na zadowoloną.
A poniżej wełny rożnokolorowe, wyczesane i gotowe do prząścia (przędzenia?)

2 comments:

Anonymous said...

Tak to prawda, ludzie nie maja czasu, by zajac sie czyms co daje radosc.Hobby stalo sie zdobywanie kasy.Ciesze sie, kiedy widze, ze ktos opiekuje sie koza tylko dlatego, ze przestala byc uzyteczna.Moze jednak ludzie zrozumieja, ze najwazniejsza jest harmonia

Anonymous said...

suburban-wife.blogspot.com is very informative. The article is very professionally written. I enjoy reading suburban-wife.blogspot.com every day.
cash loans
payday loans canada